Książka Adam Wójcik - Rzut bardzo osobisty

Dostępność: Brak towaru
Cena: 37,90 zł

Cena regularna:

37.90
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką:
ilość szt.

towar niedostępny

dodaj do przechowalni
Kod produktu: 978-83-7924-072-2

Opis

Adam Wójcik. Rzut bardzo osobisty
Autor:  Jacek Antczak
Liczba stron:  384 + wkładka zdjęciowa
Data wydania: 11 września 2013
ISBN: 978-83-7924-072-2

Adamie Wójciku, pt. Rzut bardzo osobisty. Autorem jest wrocławski dziennikarz i autor książek – Jacek AntczakAdam Wójcik zasłużył na swoją biografię bardziej niż którykolwiek polski koszykarz. Był pierwszym Polakiem, który mógł zagrać w NBA, wielokrotnie reprezentował nasz kraj, a jako zawodowy koszykarz grał w trzynastu klubach w Polsce i zagranicą. Rzut bardzo osobisty to jednak nie tylko opis wydarzeń z boisk i chronologiczna biografia zawodnika, ale przede wszystkim doskonały reportaż z koszykówką w tle. 

Gdy z reprezentacją Polski byliśmy na Tajwanie, próbowaliśmy porwać autobus i pojechać do miasta. W Śląsku Wrocław, gdy któregoś z nas rywal sfaulował, karę za kolegę zawsze wymierzał gościowi ten drugi - czyli Adam lub ja. – Maciej Zieliński, prezes WKS Śląsk Wrocław, były koszykarz.

Pierwsza biografia polskiego koszykarza to niezwykła opowieść o karierze i życiu tego wspaniałego sportowca. To „książka – mecz”, zawierający mnóstwo anegdot barwny reportaż, w którym o 30 latach kariery ikony polskiego basketu opowiada sam Adam Wójcik, jego najbliżsi, przyjaciele, kibice, dziennikarze, wspaniali koszykarze i najlepsi trenerzy. To niezwykła, pełna przygód podróż z PRL-u do wolnej Polski, z Oławy do Wrocławia przez Stany Zjednoczone, Hiszpanię, Grecję i Włochy. To dziesiątki opisów dramatycznych meczów, które przeszły do historii, i szczere opowieści o kulisach, wzlotach, triumfach oraz upadkach i porażkach legendy polskiej koszykówki.

Adam Wójcik - (ur. w 1970 w roku w Oławie), były koszykarz. Karierę rozpoczął w Gwardii Wrocław, w latach 1987-2012 reprezentował barwy trzynastu czołowych klubów w Polsce i zagranicą (Belgia, Grecja, Hiszpania, Włochy). W prestiżowej Eurolidze grał 8 lat z pięcioma klubami a zadebiutował w tych rozgrywkach, jako pierwszy Polak, w 1996 r. ze Spirou Charleroi. Barwy narodowe reprezentował 149 razy, cztery razy był uczestnikiem mistrzostw Europy, zdobył osiem tytułów Mistrza Polski i mistrzostwo Belgii, wielokrotnie nagradzany tytułem MVP polskiej ekstraklasy, 11-krotnie wybierany do Meczu Gwiazd. Najlepszy strzelec w historii Polskiej Ligi Koszykówki z wynikiem 10087 punktów. W roku 2012 zakończył karierę w barwach Śląska Wrocław. Obecnie jest asystentem trenera reprezentacji Polski.

Informacja o autorze:

Jacek Antczak – reporter, felietonista, autor piosenek, maratończyk. Wrocławianin urodzony w Kaliszu, o kilka miesięcy starszy od Adama Wójcika. Zaczynał w „Gazecie Wyborczej”, był reporterem Radia Kolor, Telewizji Wrocław i „Słowa Polskiego”, obecnie pracuje w „Gazecie Wrocławskiej”. Za swoje reportaże otrzymał wiele wyróżnień, w tym prestiżową nagrodę Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich (1999). W 2010 roku został uhonorowany Nagrodą im. Tadeusza Szweda dla Dziennikarza Roku na Dolnym Śląsku, a w 2011 nominowany do nagrody Grand Press. Jego reportaże ukazały się w zbiorze W Radwanicach najlepiej idą romanse (2004). Opublikował też książkę Reporterka. Rozmowy z Hanną Krall (2007). W 2008 roku ukazał się zbiór wywiadów Wrocławianie (współautor Anna Fluder).
 

Książka biografia Adam Wójcik

Fragment książki

3 lutego 2010 roku. Sala Kolumnowa w Sejmie. Stenogram z przesłuchania byłego wicepremiera rządu Rzeczypospolitej Polskiej.

Poseł Jarosław Urbaniak (Platforma Obywatelska): Panie premierze, szef CBA, zeznając przed komisją, mówił, że część gości, która spędzała sylwestra w pensjonacie Szarotka w Zieleńcu, było zaproszonych przez pańską małżonkę. Mógłby się pan do tego ustosunkować?

Świadek Grzegorz Schetyna: (…) Chodziło o Adama Wójcika, znanego koszykarza, kapitana reprezentacji Polski, wiele lat grającego w Śląsku Wrocław. I szkoda, że nikt z CBA nie sprawdził w Google, kto to jest Adam Wójcik, bo jeżeli spróbowałby to zrobić, toby wiedział, że to nie jest lokalny polityk, ale może wszystko przed nim. Na razie jest koszykarzem, który jest bardzo znany, jest najsłynniejszym polskim koszykarzem.

Poseł Bartosz Arłukowicz (Lewica): I ten pan Wój… ten koszykarz, on chciał precyzyjnie jechać do tego ośrodka?

Grzegorz Schetyna: Adam Wójcik. W związku z tym, że synowie państwa Wójcików jeździli na nartach, zależało im, żeby być w miejscu, które jest blisko wyciągu. I dlatego była prośba, że jeżeli zwolniłoby się miejsce, żeby zadzwonić do Adama Wójcika – to jest osoba powszechnie znana nie tylko we Wrocławiu, ale w Polsce, znany, najsłynniejszy polski koszykarz.

Poseł Beata Kempa (Prawo i Sprawiedliwość): Pani Wójcikowa poprosiła o taką interwencję, tak?

Grzegorz Schetyna: Nie jest tak, że ktoś tu coś załatwiał, bo moja żona poprosiła, powiedziała o sprawie, a Adam Wójcik to jest…

Poseł Beata Kempa: No tak, ale pan Wójcik nie interweniował w recepcji (…).

Grzegorz Schetyna: Może ja bym powiedział tak, wie pani, Adam Wójcik jest kultową postacią i kultowym sportowcem…

Poseł Beata Kempa: To wiemy…

Grzegorz Schetyna: Ale proszę o jeszcze zdanie, jeśli pani pozwoli…

Poseł Beata Kempa: … chylimy czoła.

Grzegorz Schetyna: Przekażę…

 

1. RZUT OSOBISTY. URODZONY KOSZYKARZ (Wołyń, Dolny Śląsk, Oława, 1941–1970)

2 czerwca 1981 roku, Czechosłowacja. Mistrzostwa Europy, Polska wygrywa z Francją 102:90. Przeciwnicy są bezradni, Mieczysław Młynarski po prostu dziurawi kosz, zdobywając 33 punkty, Eugeniusz Kijewski dorzuca 20, Jerzy Binkowski 13, a Dariusz Zelig 6.

Adaśkowi nic te nazwiska nie mówią. Mimo to, choć w radzieckim rubinie, jak to w rubinie, trochę śnieży, siedzi przed telewizorem rozemocjonowany i z rozdziawioną buzią. To pierwszy mecz koszykówki, jaki widzi w życiu.

Podczas tamtych mistrzostw Polska przegrała z ZSRR, z Jugosławią oraz najważniejsze spotkanie – z Włochami – a po zwycięstwie z Francją, w meczu, który oglądał jedenastoletni Adam Wójcik, zajęła siódme miejsce.

Adaśkowi – jak nazywali go kumple z podwórka bloku przy ulicy Kasprowicza 14 w Oławie – nawet nie mogło przemknąć przez myśl, że niebawem ci sami zawodnicy, największe gwiazdy polskiego basketu, będą jego kolegami z koszykarskich parkietów: w klubach, w reprezentacji czy zespołach gwiazd. Że wkrótce dla Binkowskiego będzie robił zasłony, Zeliga blokował (albo Zelig jego) i że z Eugeniuszem Kijewskim najpierw będzie walczył o mistrzostwo Polski w jego ostatnim meczu w karierze, a potem przez kilkanaście lat będzie wykonywał jego polecenia w reprezentacji, Prokomie Treflu Sopot i w końcu w PBG Baskecie Poznań, gdzie przy nim pobije jego punktowy rekord Polski.

W czerwcu 1981 roku, tuż przed wakacjami, czwartoklasista z Szkoły Podstawowej nr 2 im. Jakuba Sobieskiego nie ma nawet pojęcia, że położony trzydzieści kilometrów od jego domu Wrocław jest stolicą dyscypliny sportu, która tak mu się spodobała. Nie przypuszcza również, że choć w jego rodzinnej Oławie nie ma żadnej drużyny koszykówki, to w pobliskiej metropolii grają najlepsi. Adaśko nie wie, że działa tam Wojskowy Klub Sportowy Śląsk Wrocław i próbująca mu dotrzymać kroku milicyjna „Gwardia”. Ba, nie wie nawet, że istnieje wielki, wybudowany w 1913 roku przez Niemców budynek o nazwie Hala Ludowa – świadek wystąpień Hitlera i Bieruta, koncertu Marleny Dietrich i popisów Harlem Globetrotters, a przede wszystkim największego sukcesu koszykówki męskiej – zdobycia srebrnego medalu mistrzostw Europy w 1963 roku. Adaśko nie ma pojęcia, że w tej samej Hali Ludowej już niebawem będzie grał i trenował, za kilka lat, w 1989 roku, po raz pierwszy wysłucha Mazurka Dąbrowskiego, a przez następne dwie dekady tysiące gardeł rozentuzjazmowanych kibiców wielokrotnie będzie skandowało jego imię i nazwisko – nawet wtedy, gdy nie pojawi się na parkiecie, lecz zasiądzie na trybunach z synkami i żoną. I tak będzie już zawsze, z apogeum w 2009 roku, gdy wybiegnie na parkiet jako „grająca legenda koszykówki”, a przy okazji kapitan reprezentacji podczas kolejnych mistrzostw Europy, rozgrywanych we Wrocławiu.

Ale na razie wciąż jest czerwiec 1981, Adam Wójcik jest Adaśkiem, a nie „Legendą”, „Air Oławą” czy „El Proffesore”. Jest Adaśkiem, który z kolegami z podwórka ogląda w domu mecz z Francją. I wcale nie myśli, że zostanie koszykarzem. „Zupełnie nie przyszło mi to do głowy. Za to po tym meczu oświadczyłem wszem i wobec, że mnie też będą pokazywać w telewizji. Tylko nie zdecydowałem jeszcze, czy jako piłkarza, kolarza, siatkarza czy może jednak koszykarza”, wspomina Adam Wójcik trzydzieści jeden lat później.

 

Jest luty 2012 roku, właśnie wrócił z treningu i w salonie swojego podwrocławskiego domu, na pięćdziesięciocalowym telewizorze, który zdecydowanie nie śnieży, ogląda mecz, a właściwie mecze. Najpierw Śląsk Wrocław – Legia Warszawa. Wraz z kolegami z koszykarskiego Śląska był zaproszony na trybuny nowego stadionu wybudowanego na Euro 2012, ale miał intuicję, że wyjazd nie jest najlepszym pomysłem. Został w domu i nie widział klęski wrocławian (0:4). A teraz jak zwykle, popijając kawę, zerka na potyczkę Prokomu Gdynia z Anwilem Włocławek. To silni skrzydłowi lubią najbardziej. Za chwilę może zagrać z którymś z tych zespołów w ostatnich w życiu play offach.

Adama w lutym 2012 roku akurat rzadko pokazują w telewizji, bo Śląsk Wrocław gra o play offy w dolnej połówce Tauron Basket Ligi, a takie mecze są mało interesujące zarówno dla stacji telewizyjnych, jak i dla kibiców, o czym „ośmiokrotny mistrz Polski, stuczterdziestodziewięciokrotny reprezentant Polski” napisał właśnie na swoim blogu w serwisie Tomasza Lisa. Ale to cisza przed burzą, bo kolejny, wielki, ale ostatni medialny festiwal Adama Wójcika rozpocznie się już za kilka dni, gdy będzie przekraczał granicę 10 000 punktów zdobytych w polskiej ekstraklasie.

Kwiecień 1970 roku. Wybrzeże Gdańsk – Śląsk Wrocław – 69:68, Spójnia – Śląsk 81:83. Te wyniki w ostatnich meczach sezonu oznaczają, że wrocławska drużyna po raz drugi w historii została mistrzem Polski. Świętująca akurat dwudziestolecie istnienia Gwardia Wrocław kończy ten sezon w połowie stawki II ligi. Chwilę później reprezentacja Polski stawia duży opór w meczu towarzyskim z Jugosławią, która zaraz potem zostaje mistrzem świata.

W tym samym czasie, a dokładniej 20 kwietnia 1970 roku, o godzinie 8:15 w szpitalu powiatowym w Oławie na świat przychodzi Adam Wójcik. Jego mama, Helena, wówczas dwudziestodwuletnia, i tato Jerzy, który miał lat dwadzieścia dziewięć, ciepło wspominają tamten dzień, tym bardziej że, jak wynika z książeczki zdrowia Adama Wójcika, „przebieg okresu noworodkowego był prawidłowy”, a „stan dziecka po urodzeniu – dobry”.

„Adam jest oławianinem, ja urodziłam się 1 lipca 1948 roku w wiosce Chwarstnica pod Gryfinem, w województwie szczecińskim”, opowiada Helena Wójcik, z domu Baraniecka.

Dziadkowie Adama ze strony mamy przenieśli się tam po II wojnie światowej z miejscowości Obertyn w województwie stanisławowskim, czyli z Wołynia. „Do dzisiaj się ze mnie śmieją, że jestem szlachcianką z zagrody, bo, jak często chwalił się dziadek Adama, pochodzimy ze szlachty zaściankowej”, mówi Helena Wójcik.

W latach sześćdziesiątych Baranieccy przenieśli się z Chwarstnicy do podoławskiej wioski Siedlce. Nastoletnia Hela grała w szkolnej drużynie piłki ręcznej. „Bez sukcesów, ale jakieś kontakty ze sportem miałam, nawet przyjeżdżałyśmy z Siedlec na mecze do Oławy”. Kariery jednak nie kontynuowała.

Bardzo chciała się wyrwać z domu. Ojciec drugi raz się ożenił, mieli dziewięciohektarowe gospodarstwo i Helę wciąż gonili do roboty na roli. Chodziła do zawodówki rolniczej, ale nie widziała przed sobą perspektyw. „Myślałam o kontynuowaniu nauki, ale to były czasy, kiedy rodzice nie patrzyli na to przychylnym okiem”, wspomina. W 1965 roku była druhną na weselu kolegi. I wpadł jej w oko drużba – Jurek Wójcik, chłopak z Oławy. „Przystojny, wysoki, starszy ode mnie o siedem lat. Na dodatek miał pracę, no i przede wszystkim był z miasta. Pomyślałam sobie, że się mną zaopiekuje, zabierze do Oławy i będę panią. Do dzisiaj nie wiem, czy się zakochał, czy tylko chciał z tych Siedlec wyzwolić. Jurek, jak było?”, śmieje się Helena Wójcik. „I się zakochał, i chciał wyzwolić”, odpowiada mąż.

Jerzy, tato Adama, przyszedł na świat 18 lutego 1941 roku w Józefinie, wiosce w gminie Korzec w powiecie rówieńskim w województwie wołyńskim. Tuż po wojnie jego rodzice przyjechali na Dolny Śląsk, mieszkał więc w Oławie od czwartego roku życia.

W listopadzie 1965 roku, czyli pół roku po ślubie, na którym druhna Hela i drużba Jurek się poznali, sami zostali małżeństwem. Zamieszkali na sublokatorce, w pokoiku przy ulicy Nowej 3. Nie było lekko, więc Helena, gdy tylko skończyła osiemnaście lat, poszła do pracy. Trafiła do Zakładów Przetwórstwa Chemicznego „Erg”. Jerzy pracował jako spawacz w PKP Oława – aż do emerytury.

1 lipca 1967 roku urodził im się syn Marian, a dwa i pół roku później drugi – Adam. Po urodzeniu mierzył 53 centymetry i ważył 3600 gramów.

Kiedy zaczął trenować koszykówkę, w wieku trzynastu lat, miał 174 centymetry wzrostu. Z założonej wówczas już we Wrocławiu karty zdrowia sportowca wynika, że co trzy miesiące przybywało mu około 2 centymetrów. Na wadze przybierał jednak wolniej. W styczniu 1973 roku był już „metrowym chłopcem”, a w lipcu 1983, kiedy zaczął grać w koszykówkę, mierzył 175 centymetrów przy wadze zaledwie 48,7 kilograma. W kwietniu 1984, w dniu swoich czternastych urodzin, osiągnął 180 centymetrów i był cięższy o 5 kilo, co nadal nie było imponującym wynikiem. Gdy, jako piętnastolatka, mierzono Adama w Poradni Sportowo-Lekarskiej przy Alei Olimpijskiej 35 we Wrocławiu, miał już metr dziewięćdziesiąt. Ważył 64,3 kilograma. „Nie ma co ukrywać, był z niego straszny patyk”, przyznaje pierwszy trener Adama Krzysztof Walonis. „I dziwnie przy tym wyglądał, były nogi, a potem głowa, tułowia prawie nie miał”, dodają koledzy z pierwszej drużyny, w której grał.

„To fizjologia – mówi doktor Andrzej Czamara, rektor Wyższej Szkoły Fizjoterapii. – To się potem przerodziło w idealne jak dla koszykarza proporcje ciała Adama. Czamara dokładnie wymierzył koszykarza, bo przez dwadzieścia lat kilkanaście razy czuwał nad jego rehabilitacją i doprowadzał go do pełnej sprawności po wszelkich urazach i kontuzjach.

Dwumetrowym dryblasem Wójcik stał się jeszcze przed osiemnastymi urodzinami. Myli się jednak ten, komu wydaje się, że w końcu zatrzymał się przy najczęściej podawanych 208 centymetrach. W zależności od ustaleń klubów, w których akurat grał, Wójcik później malał – najczęściej do 206 centymetrów, ale czasem aż do 204 – lub rósł do 209 (wystarczy spojrzeć choćby na oficjalną stronę reprezentacji lub sprawdzić w Wikipedii). W ostatnim roku, gdy grał w Śląsku Wrocław, na papierze mierzył aż 210 centymetrów. „Czyli po amerykańsku, bo w NBA mierzą w butach i to jest oficjalny pomiar. Ale na boso, czyli według polskich przepisów, mam jednak dwa osiem”, przyznaje Wójcik. Jego żona Krystyna poznała Adama w 1990 roku jako młodzieńca o oficjalnym wzroście 201 centymetrów, ale po paru miesiącach na obozie kadry ustalono, że ma 204 i tak właśnie przez kilka lat wpisywano w protokoły, chociaż Adam nadal rósł, by osiągnąć swój dzisiejszy wzrost w wieku dwudziestu trzech lat.

Adam chodzi w butach o europejskim numerze 50 i nosi ubrania w rozmiarze XXL. Z biegiem czasu wreszcie „przytył” i przez prawie dwie dekady, aż do końca kariery, bez problemu trzymał wagę między 105 a 110 kilogramów. I to mimo że zawsze jadł, co chciał. Nie tył nawet, gdy objadał się jednym ze swoich ulubionych dań: frytkami z majonezem.

Zaloguj się
Nie pamiętasz hasła? Zarejestruj się
do góry
Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper Premium